znam to z eutanazji
“@Lukasz_Rogojsz @katarynaaa Niemniej prawo do eutanazji przyznane osobom powyżej 75 r.ż. oznacza, że tamtejszy system prawny afirmuje, uważa za wartość godną prawnej ochrony pozbawienie życia kogoś z powodu jego wieku. To, że ma być zgoda osoby zainteresowanej nie czyni tej regulacji mniej przerażającej.”
"Alain Delon chce się poddać eutanazji", "Delon prosi o wspomagane samobójstwo", "Delon poprosił syna, by zaczął przygotowania do eutanazji" – w marcu takie nagłówki obiegły świat. Fabien Delon zarzuca mediom, że wyrwały wypowiedź z kontekstu, a on sam obiecał ojcu zaakceptować jego eutanazję "gdy nadejdzie czas". Zdarzenie to obudziło dyskusje nad kwestią eutanazji
W omawianym wątku należy zaznaczyć, iż w 1794r. ,w słynnym akademicki ośrodku położonym w holenderskiej Lejdzie słowa o eutanazji wypowiedział jeden z najsłynniejszych ówczesnych profesorów medycyny. Nicolass Paradijs, który twierdził, że lekarze winni zostać nie tylko upoważnieni, ale wręcz zobowiązani do dokonywania eutanazji.
Dyskurs wokół zagadnienia „dobrej śmierci” był obecny w wielu środowiskach, w tym środowiskach żydow- ANALIZA ZAGADNIENIA EUTANAZJI 163 skich czy mniejszościowych. Ówczesne reżimy autorytarne doprowadzając do wynaturzenia definicji eutanazji, gwałcąc przy tym podejście naukowe, czyniąc je podległym totalitarnym ideologiom
Poniżej zostały umieszczone linki do zewnętrznych słowników, w których znaleziono informacje związane z wyrazem eutanazja: » Odmiana przez przypadki rzeczownika eutanazja. » Słownik rymów do słowa eutanazja. » Synonim wyrazu eutanazja. » Słownik rymów do eutanazja. » Odmiana przez przypadki rzeczownika eutanazja. » Synonim
nonton birth of beauty sub indo bioskopkeren. W poszukiwaniu definicji Pojęcie eutanazji staje się coraz bardziej wieloznaczne. Ujawnia to już samo zróżnicowanie terminów. Mówi się o eutanazji, kryptanazji, autotanazji, dystanazji, ortotanazji, eutanazji neonatalnej, eugenicznej, ekonomicznej itp. Wymienia się eutanazję bierną i czynną, a dalej pośrednią i bezpośrednią, dobrowolną i niedobrowolną, legalną i nielegalną. Mówi się o eutanazji samobójczej, zabójczej, o towarzyszeniu w samobójstwie, o zabójstwie z litości, o pomocy w umieraniu, o towarzyszeniu czy asystencji przy śmierci itp.[1] Wymienia się też pewną liczbę aktów medycznych przy końcu życia pacjenta, takich jak: 1) podawanie środków uśmierzających ból w dawkach, które mogą przyspieszyć zgon; 2) ograniczenie albo zaprzestanie aktywnego leczenia bądź reanimacji, 3) odłączenie urządzeń sztucznie podtrzymujących życie (np. respiratora, sztucznej nerki), 4) towarzyszenie lub pomoc w samobójstwie, 5) iniekcja śmiertelnej substancji.[2] Te wszystkie wysiłki nie kończą dyskusji nad pojęciem eutanazji i etyczną oceną takich działań. Propozycję uporządkowanego rozumienia tego pojęcia można spotkać w "Deklaracji o eutanazji" wydanej przez Kongregację Nauki Wiary w 1980 roku. Rozróżnia się w niej pierwotne znaczenie tego słowa, nadane mu w starożytności, pod którym rozumie się "łagodną śmierć bez przykrych cierpień", oraz dzisiejsze znaczenie, w którym słowo to oznacza zadanie "śmierci z miłosierdzia, by wyeliminować cierpienia związane z ostatnimi chwilami życia lub by dzieciom anormalnym, nieuleczalnie chorym, ewentualnie chorym umysłowo skrócić nieszczęśliwe życie".[3] W kontekście tego rozróżnienia deklaracja formułuje dość wyraźną definicję eutanazji powtórzoną przez Jana Pawła II w encyklice "Evangelium vitae", gdzie czytamy: "Przez eutanazję w ścisłym i właściwym sensie należy rozumieć czyn lub zaniedbanie, które ze swej natury lub w intencji działającego powoduje śmierć w celu usunięcia wszelkiego cierpienia. Eutanazję należy zatem rozpatrywać w kontekście intencji oraz zastosowanych metod".[4] "Od eutanazji - czytamy dalej w encyklice - należy odróżnić decyzję o rezygnacji z tak zwanej "uporczywej terapii", to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny".[5] Rozróżniając medyczne środki zwyczajne i nadzwyczajne, formułując sąd, czy środki te są proporcjonalne, czy nie do przewidywanej poprawy zdrowia, można podjąć racjonalnie i moralnie uzasadnioną decyzję o rezygnacji z uporczywej terapii i otoczyć pacjenta opieką paliatywną czy hospicyjną. Powyższe rozróżnienia etyczne przeciwstawiają się zarówno niepotrzebnemu, sztucznemu przedłużaniu umierania, jak i sztucznemu skracaniu życia. Śmierć naturalna przeciwstawiona jest śmierci spowodowanej, narzuconej. W tej drugiej tak czyn, jak i intencja lekarza zmierzają bezpośrednio do spowodowania śmierci. Działanie takie jest moralnie niedopuszczalne. Mimo szerokiej dyskusji zacierającej różnice między rezygnacją z uporczywej terapii, eutanazją bierną i czynną - jednak nie da się zatrzeć różnicy między śmiercią naturalną a zamierzoną, narzuconą i spowodowaną. W ścisłym znaczeniu z eutanazją mamy do czynienia wtedy, gdy tak zwaną godną śmierć chce się osiągnąć przez jakąś formę samobójstwa lub zabójstwa. Godna śmierć a godność człowieka umierającego Zwolennicy eutanazji często mówią o godnej śmierci. Pierwotny i podstawowy sens tego słowa nie wywodzi się jednak ani z jakichś cech choroby czy z jakichś właściwości śmierci, ale ma swe źródło w godności człowieka jako takiego, w tym również w godności człowieka chorego i umierającego. Wraz z naszym zaistnieniem dana nam jest ontyczna i aksjologiczna godność bycia człowiekiem, która staje się normą moralności, pozwalającą oceniać, jakie zachowania ludzkie są dla nas godne, a jakie niegodne, lub lepiej - godziwe i niegodziwe. Sens etyczny tego określenia głosi, że nawet w niegodnych warunkach człowiek może i powinien zachować się godnie. W czasach totalitaryzmów XX wieku, mimo niegodnych warunków życia, miliony ludzi zachowywało się godnie, dając świadectwo swojemu człowieczeństwu. Warunki, jakie zastajemy, ekonomiczne i zdrowotne nie podważają godności ludzkiej, lecz są dla niej sprawdzianem. Warunki, w których się rodzimy, żyjemy i umieramy, są dobrami pozamoralnymi. Dopiero gdy włączamy je w nasze własne życie, mają udział w godności ludzkiej. Przewrotnością jest podważać wartość czyjegoś istnienia i jego prawo do życia ze względu na złe warunki społeczne lub chorobę. Uzależnienie ontycznej i aksjologicznej godności człowieka od jakości jego życia, jak czynią to zwolennicy eutanazji, czyli od jego sprawności biologicznych, psychicznych, świadomościowych, społecznych, ekonomicznych itd., jest błędnym urzeczowieniem kogoś, kto właśnie sprawia, że te wszystkie sprawności mają jakąś wartość. Nie można więc w imię braku godnych warunków społecznych i materialnych, braku dobrego zdrowia biologicznego czy psychicznego, podważać godności człowieka i głosić, że nie ma on prawa do życia, lecz ma prawo do śmierci. Trzeba zmieniać jego złe warunki życia, a nie zabijać człowieka żyjącego w takich warunkach. Śmierć nie jest czymś godnym i dobrym dla człowieka, lecz jest złem, które go dotyka.[6] Nie da się oswoić śmierci, nazywając ją czymś dobrym, szlachetnym i oczekiwanym. Nie da się też uznać jej za część naszego życia, za część naszego doświadczenia, bo jak mówiono w starożytności: jeśli przychodzi śmierć, nas już nie ma, a jeśli jesteśmy, to doświadczamy życia, a nie śmierci. Nie da się zlikwidować zła cierpienia, przez jeszcze większe zło - śmierć cierpiącego. Śmierć ludzkości nie jest zwycięstwem nad cierpieniem. Twierdzenie, że zadana sobie śmierć samobójcza nadaje choremu godność, a niezadana odbiera mu to miano, jest perwersją etyczną. Dyskryminuje ono wszystkich chorych niepełnosprawnych i cierpiących, którzy w imię swej godności mężnie idą przez życie i choroby. Jeśli godną śmiercią ma być choroba bez cierpienia, a każda przedłużająca się choroba jest jakimś osobistym, rodzinnym czy społecznym dramatem, to w takim razie niegodne się staje związane z tym cierpienie oraz życie chorego i cierpiącego. W ten sposób dbałość o godną, medycznie i estetycznie kontrolowaną śmierć obdziera z godności tego, o którego w tym wszystkim chodzi. Można sobie wyobrazić, jak będą wyglądać odwiedziny chorego przez osoby o mentalności proeutanatycznej. Podczas każdej wizyty będą się domagać od niego tzw. godnego zachowania, czyli decyzji, aby w końcu poprosił o eutanazję i szlachetnie zakończył swe życie. Nietrudno dostrzec, że oczekiwania te implikują pogląd, że życie, które chory prowadzi, jest niegodne, że zwlekając z tą decyzją, zachowuje się niegodnie, że ma szansę nadać sens swojemu życiu i swojej chorobie wtedy, kiedy podda się w końcu procedurze "godnej śmierci", czyli eutanazji. Wprowadzenie legalnej, usankcjonowanej przez instytucje danego państwa i społeczności eutanazji podważa tezę, że chory jest bezwzględną wartością. Jego przeżycia, że jest ciężarem dla otoczenia, nie będą uchylone, ale usankcjonowane prawem. Społeczność potwierdzi, że jest ciężarem, że jego życie nie ma sensu i powinien się odważyć na taki czy inny rodzaj eutanazji. Czy śmierć zadana choremu jest godna, a śmierć naturalna niegodna? Czy śmierć zadana Terri Schiavo jest godna, a jej śmierć naturalna byłaby niegodna? W tym dramatycznym wydarzeniu nietrudno dostrzec bezwzględność i okrucieństwo ideologii proeutanatycznej. Mamy bowiem do czynienia z faktem zagłodzenia chorej przez instytucję medyczną w majestacie i pod nakazem prawa. Na oczach całego świata przez wiele dni umierała powoli chora, której nie wolno było podać pożywienia. Umarła z odwodnienia i braku pokarmu. Rodzice i rodzeństwo patrzyli na śmierć głodową bliskiej im osoby, śmierć zasądzoną bez winy, śmierć na życzenie męża, który po kilku latach choroby swej żony związał się z inną kobietą i założył rodzinę. To on zadecydował o jej śmierci. Terri nie zostawiła żadnego dokumentu, w którym domagałaby się eutanazji. Wprost przeciwnie, kiedy była zdrowa, jej rodzice, rodzeństwo, znajomi nigdy nie słyszeli, by sprzeciwiała się sztucznemu podtrzymywaniu jej przy życiu. Pewne jest, że jako gorliwa katoliczka nigdy nie opowiedziałaby się za eutanazją.[7] I oto wbrew temu skazano ją na śmierć głodową. Podawanie pożywienia to nie jakaś terapia, ale zaspokajanie podstawowych potrzeb człowieka. Dokonuje się ono bez jakiejś skomplikowanej maszynerii podtrzymującej życie. Nikt nie może uzurpować sobie prawa do pozbawienia człowieka, w tym również człowieka chorego, pożywienia i napoju. Okrucieństwo tej śmierci ukazuje, że ruch proeutanatyczny jest ruchem ideologicznym, dla którego dramat indywidualnego istnienia ludzkiego nie jest ważny. Ważne jest wygrywanie procesów sądowych, aby dzięki takim precedensom organizacje proeutanatyczne mogły rozwijać skutecznie swoją działalność i aby wpływały coraz szerzej na wprowadzanie w poszczególnych państwach legalnej eutanazji jako metody rozwiązywania problemów starości. Cywilizacja śmierci rozwiera coraz szerzej swoje ramiona. Podwójne uśmiercanie Godność bycia osobą i godne życie przysługuje według zwolenników eutanazji tylko tym, którzy spełniają pewne kryteria jakościowe, takie jak świadomość i odpowiedzialność, uczestnictwo w życiu społecznym, zdolność do zadbania o swoje interesy, a przynajmniej do zapewnienia sobie minimalnej niezależności w sensie ubierania się, zachowywania higieny osobistej i spożywania posiłków. Kto nie spełnia tych kryteriów, pozbawiany jest miana podmiotu i osoby, i staje się co najwyżej zdefektowanym organizmem. Stąd propagatorzy eutanazji, tacy choćby jak Michael Tooley, Peter Singer, Hugo Engelhardt, Zbigniew Szawarski, wykluczają różnorodne grupy ludzi z grona osób.[8] Według nich nie jest osobą człowiek w okresie prenatalnym, noworodek, człowiek z głębokimi upośledzeniami, psychicznie i terminalnie chory. Osobami są tylko ludzie świadomie realizujący swoje interesy. "Nieosoby" nie mają praw osobowych, nie mają również prawa do życia. Według P. Singera eutanazja niepełnosprawnego noworodka jest tak samo dopuszczalna i zalecana, jak aborcja przed jego urodzeniem. Eutanazja terminalnie chorych jest w tym ujęciu jak najbardziej czynem racjonalnym, a nawet nakazanym moralnie. Podobnie racjonalnym czynem jest eutanazja tych, którzy przez pewien okres byli osobami, ale w wyniku ciężkich chorób stali się byłymi osobami. W ten sposób zwolennicy eutanazji dokonują jakby podwójnego uśmiercenia człowieka. Najpierw go uśmiercają jako osobę, a później domagają się uśmiercenia niepotrzebnego organizmu ludzkiego. Zgodnie z ich antropologią powinna wystarczyć śmierć osoby. To osoba w tej teorii jest bowiem tym, kto żyje, ma swoją godność, jest podmiotem prawa. Jej brak, jak w przypadku psychicznej lub terminalnej choroby, powinien zakończyć dyskusję. Tymczasem zwolennicy tej fenomenalistycznej, ciasnej teorii osoby nie kończą dyskusji, lecz domagają się śmierci pozostałego po osobie organizmu. Po śmierci osoby trzeba uśmiercić jej organizm. Nie bardzo pasuje do tej antropologii argument powołujący się na to, że eutanazja skraca cierpienie. W myśl tej teorii to osoba myśli, doznaje i cierpi, kiedy jest w ciele. Jeśli jej braknie, to w takim razie jej organizm nie myśli, nie doznaje i nie cierpi. Osoba w ciężkich stanach chorób nie może więc cierpieć, bo według przyjętej teorii orzeczono, że w takich stanach ona już zmarła. Tak więc zwolennicy eutanazji posługujący się dualistyczną, fenomenalistyczną, deskryptywną teorią osoby plączą się w różnych niedorzecznościach. Taką niedorzecznością jest propagowanie podwójnej śmierci, w której najpierw w teorii uśmierca się osobę, a w praktyce żąda się uśmiercenia tzw. zdefektowanego organizmu ludzkiego. "Argumentacja zwolenników eutanazji - pisze M. Szeroczyńska - jest oparta na niedopuszczalnych z moralnego punktu widzenia paradoksach: paradoksie opieki medycznej, która prowadzi do eliminacji pacjenta w celu eliminacji jego bólu; paradoksie wolności, która aby uzyskać potwierdzenie, rezygnuje z wszelkiej możliwości samorealizacji; paradoksie godności, dla zachowania której należy najpierw zniszczyć człowieka będącego jej dysponentem; paradoksie szacunku do życia, dla realizacji którego dochodzi do sprowokowania śmierci".[9] Wbrew temu pojawiające się problemy w medycynie należy rozwiązywać etycznie. Celem medycyny nie jest walka ze śmiercią, lecz zdrowie i opieka nad chorymi. Medycyna paliatywna i opieka hospicyjna powinny być bardziej docenione i stosowane.[10] Są one tak samo ważne, ponieważ personel medyczny i najbliżsi są przy chorym w najtrudniejszym i najważniejszym momencie jego życia, w momencie jego umierania. Ta egzystencjalna próba człowieczeństwa każdego człowieka jest ważna nie tylko dla chorego, ale dla jego bliskich, dla otoczenia, dla społeczności, dla całej kultury. Kultura powierzchowna - juwenalistyczna, konsumpcjonistyczna i hedonistyczna - swój lęk przed śmiercią chce przezwyciężyć propagowaniem i stosowaniem eutanazji. Nie jest to jednak właściwe pokonanie lęku, lecz czasowe przesuwanie jego kumulacji. Przyspieszanie śmierci innych nie jest pokonaniem lęku przed swoją śmiercią. Medycyna nie skoryguje też swych błędów w walce ze śmiercią, gdyby w wyniku ciągłych "przegranych" chciała zatryumfować nad śmiercią przez przyspieszanie i zadawanie śmierci. Przypisy 1. Szeroczyńska M.: Eutanazja i wspomagane samobójstwo na świecie: studium prawnoporównawcze. Kraków, Universitas, 2004: 36-58; Bołoz W.: Etyka chrześcijańska wobec problemów końca życia. W: Bołoz W., Ryś M., red.: Między życiem a śmiercią: uzależnienia, eutanazja, sytuacje graniczne. Warszawa, Wyd. Uniw. Kard. S. Wyszyńskiego, 2002: 122-134 2. Aumonier N., Beignier B., Letellier P.: Eutanazja. Tłum. Burska E. Warszawa, Pax, 2003: 50-51 3. Kongregacja Nauki Wiary: Iura et bona. Deklaracja o eutanazji W: Szczygieł K., red.: W trosce o życie: wybrane dokumenty Stolicy Apostolskiej. Tarnów, Biblios, 1998, nr 2: 335 4. Encyklika Evangelium vitae Ojca Świętego Jana Pawła II do biskupów, do kapłanów i diakonów, do zakonników i zakonnic, do katolików świeckich oraz do wszystkich ludzi dobrej woli o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego. Kraków, M, 1995, nr 65 5. Tamże 6. Ramsey P.: The indignity of "death with dignity". W: Lammers Verhey A.: On moral medicine. Theological perspectives in medical ethics. Grand Rapids/Cambridge, Wm. B. Eerdmans Publishing Co., 1998: 209-222 7. Gadziski M.: Historia Terri Schiavo. (cyt. 8. Szeroczyńska M., dz. cyt.: 111-124; Biesaga T.: Pojęcie osoby a zasada jakości życia we współczesnej bioetyce. W: Morawiec Z., red.: Ocalić cywilizację - ocalić ludzkie życie. Kraków, DEHON, 2002: 53-64; Biesaga T.: Bioetyka utylitarystyczna Zbigniewa Szawarskiego. W: Biesaga T., red.: Bioetyka polska. Kraków, Wyd. Nauk. PAT, 2004: 145-164 9. Szeroczyńska M., dz. cyt.: 98 10. Bartoszek A.: Opieka paliatywna jako alternatywa dla eutanazji. W: Morciniec P., red.: Eutanazja w dyskusji. Opole, Red. Wyd. WT UO, 2001: 151-154
Coraz częściej parlamenty poszczególnych krajów europejskich i nie tylko zajmują się przygotowaniem norm prawnych, które sankcjonują możliwość dokonania eutanazji – zakończenia życia na osobiste życzenie danej osoby. Ostatnio eutanazję zalegalizowała Hiszpania, która stała się czwartym krajem Europy – po Belgii, Luksemburgu i Holandii, a szóstym na świecie po Kanadzie i Kolumbii, który przyznał osobie prawo do samobójstwa i oferuje pomoc przy jego dokonaniu. W opracowaniach preferuje się przekonanie, że jest to prawo do godnej śmierci na życzenie osoby oraz zwraca uwagę na terminologię, która merytorycznie wskazuje na dobrowolne uczestniczenie danej osoby w dokonaniu samobójstwa wspomaganego. Czy zdecydowanej na taki krok osobie mógłby towarzyszyć kapłan? Czy taka osoba mogłaby zostać opatrzona sakramentami? Pozostało jeszcze 94 % treściAby zobaczyć cały artykuł, zaloguj się lub zamów dostęp. „Zarządzanie Parafią” to kompleksowy serwis ekspercki dla Księży Proboszczów, który oferuje: magazyn papierowy wydania w pdf materiały w wersji elektronicznej konsultacje z ekspertami Oferta specjalna »
Plus Minus: Cały świat śledzi losy sparaliżowanego Vincenta Lamberta w szpitalu we francuskim Reims, który miał zostać zagłodzony na śmierć w majestacie prawa. Po kilkunastu godzinach od momentu, gdy odłączono go od pożywienia i wody, sąd apelacyjny w Paryżu zdecydował, by jednak wznowić opiekę. Niestety, to nie koniec. Choć wstawił się w jego sprawie papież Franciszek i Komitet Praw Osób Niepełnosprawnych ONZ, to wciąż nie wiadomo, co go czeka. Sąd przychylił się do opinii, że wysłannicy oenzetowskiego komitetu powinni mieć czas, by tę sprawę dokładnie zbadać. Sprawdzają, czy nie mamy tu do czynienia z dyskryminacją ze względu na niepełnosprawność. Zatem na razie wyrok na Vincenta Lamberta został odroczony. Gdy eksperci przeprowadzą swoje śledztwo, sprawa wróci do francuskiego sądu, a rodzina Lamberta znowu będzie musiała walczyć o jego prawo do życia. Bo nawet jeśli oenzetowski komitet stwierdzi, że w tym przypadku naruszane są prawa osób niepełnosprawnych, to nie wiemy, czy w oczach sądu ta opinia przeważy. A te prawa są naruszane? Nie mam co do tego większych wątpliwości. Znając podobne przypadki, mogę powiedzieć, że Vincent Lambert zostanie zagłodzony właściwie tylko dlatego, że jest niepełnosprawny. Gdyby nie był, przecież nikt by się nawet nie zastanawiał, czy można go pozbawić pożywienia i wody, prawda? Mówimy o 42-letnim pacjencie po wypadku na motocyklu, w którym doznał poważnego uszkodzenia mózgu. Pytanie, przed którym stoi dziś francuski wymiar sprawiedliwości, to czy przestać podawać mu pożywienie i wodę, bo nic nie wskazuje na to, by jego stan mógł się kiedykolwiek poprawić, czy jednak zasługuje na to, by nadal go karmić. Wielu ekspertów twierdzi, że mówienie w tym przypadku o zagłodzeniu jest niesprawiedliwe, bo Lambert od lat jest w stanie wegetatywnym i poddany jest tzw. daremnej terapii. Tylko co w tym przypadku oznacza termin „daremna"? Przecież sąd chce pozbawić Lamberta opieki nie dlatego, że ona nie jest skuteczna, tylko właśnie dlatego, że jest – utrzymuje go przy życiu. Dla wyjaśnienia, pacjent jest w stanie wegetatywnym albo w stanie minimalnej świadomości – według opinii różnych ekspertów. I rzeczywiście jest w tym stanie już od 2008 r. Lambert nie potrzebuje żadnej skomplikowanej terapii, leków, maszyn podtrzymujących życie. On oddycha samodzielnie. Wystarczy, by miał podłączoną tzw. rurkę gastrostomijną, przez którą podaje mu się pożywienie i wodę. Czyli, podobnie jak każdego innego pacjenta, trzeba go karmić, i tyle. Jeżeli ktoś używa tu pojęcia terapii daremnej, to tylko dlatego, że Lambert już zawsze będzie niepełnosprawny i niesamodzielny – tego nie zmienimy. Ale czy to znaczy, że jego życie jest bezwartościowe? Że możemy administracyjnie zdecydować, że on nie zasługuje na to, by żyć? Tyle że próby odpowiedzi na to pytanie dzielą nie tylko prawników, etyków, lekarzy, ale także rodzinę pacjenta. Jego rodzice pragną dalszej opieki medycznej, ale inne zdanie ma żona. I co, jako społeczeństwo, powinniśmy zrobić z takim niesamodzielnym, niepełnosprawnym człowiekiem? Ten problem bardzo przypomina głośną sprawę ze Stanów Zjednoczonych, w którą byłem mocno zaangażowany w latach 2003–2005, czyli przypadek Terri Schiavo. Ona również doznała ciężkiego uszkodzenia mózgu i była w bardzo podobnym stanie: wegetatywnym lub minimalnej świadomości, bo też były podzielone opinie. I podobnie było w rodzinie: rodzice i rodzeństwo chcieli, by ją utrzymywać przy życiu, a jej mąż – przeciwnie. Ta sprawa dzieliła nasz naród przez całe dwa lata. Ostatecznie sąd uznał, że to mąż powinien mieć prawo do podjęcia decyzji o jej śmierci, mimo że od dawna żył z inną kobietą, z którą miał już dwójkę dzieci. Jak zazwyczaj kończą się podobne sprawy? Bardzo często opinia publiczna w ogóle się o nich nie dowiaduje. Jeśli w rodzinie wszyscy się zgadzają, że to już czas wujka, dziadka czy siostry, to po prostu pozwala się takiej osobie umrzeć. Jeśli jednak wśród najbliższych zdania są podzielone, a sam pacjent zawczasu nie dał żadnych wytycznych, czego w podobnej sytuacji oczekuje, to sprawa trafia do sądu. W przypadku dwuletniego Alfiego Evansa spod Liverpoolu nie było kłótni w rodzinie. Rodzice zgodnie byli za podtrzymywaniem jego życia, a mimo to o sprawie zrobiło się głośno, bo według lekarzy mały Alfie nie miał szans przeżyć, a uporczywa terapia mogła mu przynieść tylko niepotrzebne cierpienie. Myślę, że to jednak podobny przypadek do spraw Lamberta i Schiavo. Oczywiście, mały Alfie potrzebował poważnej interwencji medycznej, ale to, co było najbardziej niepokojące w jego przypadku, to że właściwie nie postawiono mu żadnej konkretnej diagnozy medycznej. Lekarze nie wiedzieli, co spowodowało jego neurologiczną zapaść. Wcześniej była podobna sprawa niespełna rocznego Charliego Garda, ale wtedy jednak wiadomo było, na czym polega jego ciężka wada genetyczna. W każdym razie mamy tu grupę spraw, które przy wielu różnicach łączy zasadniczy problem: jak mamy jako społeczeństwo traktować pacjentów bardzo poważnie niesprawnych. I nie mówimy tu o ludziach ze śmiertelnymi chorobami, którzy sami zbliżają się do śmierci, lecz o pacjentach, którzy jednak są w stanie żyć. Tu naprawdę jest wiele pytań, które cały czas domagają się odpowiedzi. Nie da się przejść nad nimi do porządku dziennego. Jakie to pytania? Kim w ogóle są ci niesamodzielni, może nawet nieświadomi niczego ludzie? Czy są równi innym ludziom, czy gorsi? Czy można mówić o ich ludzkiej godności, czy nie są jednak pełnowartościowymi ludźmi? I gdzie jest ta granica? Kto ma o niej decydować? A może jednak jesteśmy zobligowani się nimi zajmować, opiekować? A jeśli tak, jest to obowiązkiem rodziny czy społeczeństwa? Ale gdzieś jednak leży jakaś obiektywna granica między leczeniem a daremną terapią. Gdzie pan ją wyznacza? To nie tak. Każdy człowiek może odmówić terapii, której nie chce się poddać. To święte prawo każdego chorego. Gdy umierał mój chory na alzheimera wujek, uczynił mnie swoim pełnomocnikiem i dał jasne polecenie: jeśli będzie już bardzo chory, nie chce dostawać żadnych antybiotyków. I gdy ten czas nadszedł, rzeczywiście odmówiłem leczenia w jego imieniu. A proszę mi uwierzyć, czułem się, jakbym wbijał wujkowi nóż w plecy. Naprawdę złamało mi to serce. Ale to było jego życzenie i wiem, że należy je uszanować. Problem jest wtedy, gdy pacjent nie wydał żadnych instrukcji. A jeszcze poważniejszy – gdy podzielone zdania mają jego najbliżsi. W takiej sytuacji, uważam, powinniśmy jako społeczeństwo zawsze stawać po stronie bezbronnego pacjenta. Nie mówię tu o poważnych, nieuleczalnych chorobach, ale pozbawienie niepełnosprawnej osoby podstawowej opieki, jak w przypadku Vincenta Lamberta, to zwykła dyskryminacja. Jeśli taka sprawa trafia przed sąd, to stojąc przed wyborem śmierć lub życie, sąd powinien po prostu opowiedzieć się za życiem, bo tylko w ten sposób unikniemy dyskryminacji bezbronnej ofiary. Czytając pańską książkę „Kultura śmierci. Gdy medycynie wolno szkodzić", nie sposób nie zauważyć, co zresztą podkreśla w przedmowie polski wydawca, że w naszych krajach mamy różne problemy. W skrócie: w USA tzw. terminalnych pacjentów zbyt łatwo pozbawia się prawa do terapii, w Polsce za to lekarze raczej boją się rezygnować nawet z uporczywej terapii i często narażają pacjentów na niepotrzebne cierpienie, by nie mieć na głowie prokuratury. Wszystko dlatego, że brakuje jasnych przepisów. Odwołam się do wielkiego amerykańskiego bioetyka Paula Ramseya, który już dawno stawiał sobie pytania, o których mówiłem wcześniej. W wydanej w 1973 r. książce „Pacjent jako osoba" pisał, że nie można na siłę walczyć o czyjeś życie, trzymać go w nieskończoność pod różnymi rurkami, maszynami itd. To pacjent jest najważniejszy, więc to od jego woli zależy, jak go powinniśmy traktować. Jeśli nie chce bardzo męczącej, dającej i tak niewielkie szanse na wyleczenie terapii, jeśli woli mieć czas, by spokojnie pogodzić się ze śmiercią, mieć jeszcze siły na pożegnanie się z bliskimi czy na przykład na pogodzenie z Bogiem, to trzeba mu to umożliwić. Po to są właśnie różnego rodzaju hospicja i cała medycyna paliatywna, by pacjenta traktować jak osobę. Natomiast zdecydowanie się nie zgadzam, by o życiu pacjenta decydowały rozmaite wyrocznie, w rodzaju zespołów bioetycznych czy jakichś podobnych. Jeśli pacjent chce się chwytać każdej możliwej opcji, by walczyć o życie, albo gdy rodzina jest zdania, że jego życie wciąż ma sens, to dlaczego ktoś zewnątrz miałby mieć prawo mówić: „Nie, jego życie nie jest warte opieki"? To nie jest traktowanie pacjenta jak osoby. Ale jest jeszcze czynnik ekonomiczny. Terapie bywają bardzo drogie, dlatego dochodzi tu kwestia sprawiedliwości. W krajach, gdzie służba zdrowia utrzymywana jest z podatków, istnieją często jasne wytyczne, kiedy walka o jedno życie jest niesprawiedliwa względem innych pacjentów, którzy mają dużo większe szanse na wyleczenie, a przecież może nie starczyć dla nich środków. Nie mam pojęcia, jak niektórym krajom udaje się trzymać budżet służby zdrowia w ryzach, kiedy to, co nazywamy medycyną, tak bardzo poszerza swe granice. Przecież to już nie tylko ratowanie życia, leczenie chorób, ale ludzie oczekują od medycyny rozmaitych innych rzeczy. Chcą, by spełniała ich zachcianki, by pomagała na przykład na starość utrzymać wyszukany styl życia, na przykład uprawiać ekstremalne sporty. Służba zdrowia ciągle rośnie i rośnie, i staje się coraz bardziej kosztowna. A tymczasem są ludzie, którzy na poważnie twierdzą, że niektórym pacjentom nie powinno się przedłużać terapii i można pozwolić im umrzeć, bo nie stać nas na ich leczenie... Moim zdaniem nie powinniśmy poświęcać tych najbardziej potrzebujących, a zarazem spełniać rozmaite zachcianki tych, którzy w zasadzie nie potrzebują żadnego leczenia. Żeby to nie zostało źle zrozumiane: nie chcę oceniać pod względem moralnym, czy ktoś potrzebuje danej kuracji czy nie. To jego sprawa. Ale jeśli mamy dokonywać segregacji pacjentów, bo brakuje nam środków na ich leczenie, to ci, którym grozi śmierć, są jednak najbardziej potrzebujący. Alternatywą jest bardzo niebezpieczny utylitaryzm, który skończy się tym, że zamiast ratować życie 95-letniego pacjenta, będziemy zajmować się pacjentami młodszymi, których z różnych względów bardziej opłaca się leczyć. Co w dzisiejszych czasach oznacza termin „naturalna śmierć"? Dobre pytanie. Jeśli francuski sąd zdecyduje, by Vincenta Lamberta odłączyć od rurki gastrostomijnej, to powiedzmy jasno – umrze śmiercią naturalną. Niektórzy moi koledzy by się ze mną nie zgodzili, powiedzieliby, że to eutanazja, zabójstwo. Nie uważam tak. Mogę się za to z nimi zgodzić, że to będzie wymuszenie jego śmierci, nawet jeśli sama śmierć będzie jak najbardziej naturalna. Inni koledzy po fachu twierdzą za to, że zaprzestanie podawania pożywienia i wody jest jak odłączenie od respiratora. Ale z nimi też się nie zgadzam. Znam sytuacje, gdy pacjenci, wbrew wszelkim przewidywaniom, jednak nie umierali pozbawieni wsparcia respiratora, jak niedawno pewna starsza, afroamerykańska kobieta w Teksasie, którą po 48 godzinach, gdy oddychała samodzielnie, przewieziono w końcu do hospicjum. Gdy odłączymy niesamodzielnemu człowiekowi pożywienie i wodę, to jednak nic nas nie może zaskoczyć. Jest tylko jedno rozwiązanie, do jakiego to doprowadzi, prawda? Dlatego moim zdaniem, chociaż tego zdania nie podziela, niestety, większość moich kolegów po fachu, odłączenie pożywienia i wody powinno być traktowane trochę inaczej niż zaprzestanie daremnej terapii, ale też inaczej niż tzw. legalne zabójstwo. Jeśli dobrze rozumiem, że pije pan do przypadku Vincenta Lamberta, to według mnie to coś pomiędzy eutanazją a odłączeniem od respiratora. Skoro już padło słowo „eutanazja", to gdy mówi pan o wolnym wyborze pacjenta, czy chce walczyć o życie, czy jednak woli umrzeć w spokoju w hospicjum, można by podejrzewać, że opowiada się pan za wolnym wyborem także w przypadku eutanazji. Eutanazja to nie jest tak prosta kwestia, jak niektórzy chcieliby ją widzieć. Jej legalizacja niesie ze sobą olbrzymie koszty. Spójrzmy na przypadki Holandii i Belgii, które zaczęły od zgody na eutanazję osób śmiertelnie chorych, strasznie cierpiących, a dziś poddają eutanazji ludzi starszych, którzy są zmęczeni życiem, niepełnosprawnych, ale też pacjentów z problemami psychicznymi, a do tego zgadzają się na transplantację ich narządów. Czy wyobraża pan sobie, by psychiatra, zamiast walczyć o życie na przykład pacjenta z depresją, zmagającego się z metafizycznym bólem, brakiem poczuciem sensu, informował go, że może zostać dawcą narządów? Moralnie to naprawdę bardzo grząski grunt. Każdy pacjent musi mieć poczucie, że zasługuje na najlepszą opiekę, jaką tylko medycyna może mu zaproponować. Legalizacja eutanazji rujnuje tę zasadę. Pacjenci tracą poczucie, że lekarze będą walczyli o ich życie do końca. Systemowe przyzwolenie na eutanazję prowadzi do tego, że pacjenci czują się porzuceni przez lekarzy. Bo jeśli zabijanie staje się akceptowalną odpowiedzią na ludzkie cierpienie, to medycyna przestaje być jasna i logiczna. To rujnuje całą naszą posthipokratejską medycynę. Ale nie pozwalając na eutanazję, zabieramy ludziom możliwość decydowania o swoim życiu i śmierci. Odbieramy im wolny wybór. Idąc tym tokiem myślenia, powinniśmy zaprzestać jakiejkolwiek prewencji prób samobójczych. Uważam, że kogoś, kto dowiaduje się, że ma raka z przerzutami, i prosi o samobójstwo wspomagane, powinniśmy traktować tak samo jak kogoś, kto chce skoczyć z mostu, bo zbankrutował jego biznes. Trzeba go wesprzeć, a nie pozostawić samego. Jakby pomagał pan kiedyś w hospicjum, wiedziałby pan, że na szkoleniach dla wolontariuszy to bardzo ważny wątek. Jeśli któryś z pacjentów choćby wspomni o samobójstwie, wolontariusz powinien od razu zgłosić to personelowi, by ten mógł zainterweniować. Miałem takie sytuacje. Lekarz podchodził wtedy do takiego pacjenta i pytał: „Co możemy zrobić, byś nie myślał o samobójstwie?". Musimy traktować chorych ludzi na równi ze zdrowymi. Wyobraża pan sobie taką rozmowę: – Chcę popełnić samobójstwo. – Nie, nie rób tego, warto żyć! – Ale mam raka. – A, to OK, tu są pigułki, po których umrzesz... Co dokładnie ma pan na myśli, pisząc w swej książce o „kulturze śmierci"? Właśnie to, że śmierć stała się akceptowalną odpowiedzią na ludzkie problemy. Gdy 15 lat temu w USA wyszło pierwsze wydanie tej książki, liczyłem, że ludzie potraktują to jako ostrzeżenie. Przewidziałem w niej, niestety, wiele zmian, które później zaszły w USA, Kanadzie, Europie Zachodniej. Dziś w obliczu tych zmian stają też Polacy. I warto, żebyście dokładnie wiedzieli, na czym one polegają. Bo to nie jest wcale prosta alternatywa, jakiś mityczny wolny wybór kontra jakieś archaiczne wartości. Myślę, że nie powinniście pozwolić, by na najważniejsze pytania dotyczące przyszłości naszej cywilizacji odpowiadała tylko jedna, kierująca się bardzo mocno ideologią grupa osób, którą nie wiadomo dlaczego niektórzy uważają za zupełnie bezstronnych bioetyków. W USA eutanazja wciąż nie jest legalna. Za to już osiem stanów przyzwoliło na tzw. samobójstwo wspomagane: Hawaje, Kalifornia, Oregon, Waszyngton, Kolorado, Vermont, New Jersey i dystrykt Columbii. Ale może w Stanach coś się zaczęło zmieniać w drugą stronę. W maju Alabama przyjęła bardzo restrykcyjne przepisy antyaborcyjne. To pokazuje tylko, jak bardzo podzielone jest amerykańskie społeczeństwo. W Alabamie zaostrzają przepisy antyaborcyjne, a w Wirginii, gdzie mieszkam, dyskutuje się, czy można „dobić" dziecko, które jakimś cudem zamiast umrzeć w trakcie aborcji, jednak przeżyło – czyli inaczej mówiąc, po prostu się urodziło. I nie widać, żeby w USA cokolwiek miało się zmienić. Jednak zapewne jest coś, czego pan 15 lat temu nie przewidział. Co pana zaskoczyło? Na pewno to, z jakim entuzjazmem legalną eutanazję przyjęło w 2015 r. społeczeństwo kanadyjskie. Doszliśmy do tego, że miliony ludzi nie mają żadnych wątpliwości, nie zadają żadnych pytań, wszystko dla nich jest oczywiste. Po ledwie kilku latach słyszymy, że w Kanadzie dyskutuje się już o poddawaniu eutanazji ludzi z demencją starczą, że powstają nawet szpitale pediatryczne przystosowane do tego rodzaju procedur. Ale to może nie powinno mnie aż tak dziwić, w końcu w Holandii są już nawet procedury pozwalające na poddawanie eutanazji noworodków z poważnymi wadami genetycznymi. Wszystko oczywiście w imię współczucia i podobno lepiej rozumianego niż dawniej człowieczeństwa... Wesley J. Smith jest amerykańskim prawnikiem i pisarzem, autorem popularnych książek o kwestiach bioetycznych. Jego głośna „Kultura śmierci. Gdy medycynie wolno szkodzić" właśnie została wydana po polsku przez wydawnictwo Medycyna Praktyczna. PLUS MINUS Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”: tel. 800 12 01 95
GłównaPoczekalniaVideo TOP Generator Dodaj hopa Poprzedni Następny Znam z eutanazji 0 47 Kopiuj link Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Dodano przez: kazik333333 Komentarze Zobacz również: Każda stara ma koleżankę z synem Każda stara ma koleżankę z synem dodano przez: gosia 2022-08-04 0 33 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Bezbłędnie podsumowane Bezbłędnie podsumowane dodano przez: djmaniek12 2022-08-04 0 59 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Awantura pomiędzy kanarem a Sebą - Awantura pomiędzy kanarem a Sebą - dodano przez: 2018-12-14 57 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Wandalizm Wandalizm dodano przez: pisanka 2022-08-04 0 24 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Pocieszające Pocieszające dodano przez: Kostek 2022-08-04 0 29 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół Mądrego to aż miło posłuchać Mądrego to aż miło posłuchać dodano przez: froget 2022-08-04 0 31 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół "Powstanie Warszawskie to wielkie cywilizacyjne zwycięstwo dobra nad złem" "Powstanie Warszawskie to wielkie cywilizacyjne zwycięstwo dobra nad złem" dodano przez: martin301 2022-08-04 0 47 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół "Ale" "Ale" dodano przez: patrykkk 2022-08-04 0 39 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół ... ... dodano przez: Smad 2022-08-04 0 34 Kopiuj link Komentuj Dodaj do ulubionych Dodaj do przyjaciół
Czy mamy prawo do śmierci i czy jednym z celów medycyny jest wyręczanie samobójców? Czym różni się eutanazja dobrowolna od niedobrowolnej? Francuzi czekają na finał wieloletniego sporu – czy lekarze zaprzestaną podtrzymywania przy życiu Vincenta Lamberta? Mężczyzna, który w 2008 r. uległ wypadkowi motocyklowemu, pozostaje w stanie wegetatywnym. Rodzice Vincenta, którzy nie chcą pozwolić na jego śmierć, toczą batalię z jego żoną, resztą własnej rodziny oraz prawem – i przegrywają kolejne sprawy sądowe. W czerwcu Europejski Trybunał Praw Człowieka zgodził się z francuską Radą Stanu i orzekł, że można zaprzestać sztucznego karmienia mężczyzny – co oczywiście spowoduje jego śmierć. Z wyrokiem nie zgadzają się rodzice Francuza, twierdząc, że będzie to równoznaczne z zamordowaniem ich syna. Czym jest eutanazja? Jej zwolennicy, definiując to pojęcie, często odwołują się do jego etymologii – zgodnie z pierwotnym znaczeniem (gr. eu + thanatos) eutanazja oznacza „dobrą śmierć”. Przeciwnicy eutanazji wolą sięgać do innego momentu z historii tego pojęcia – do nazistowskiej akcji T4, polegającej na mordowaniu osób niepełnosprawnych i psychicznie chorych – akcji przewrotnie nazwanej przez jej twórców właśnie „eutanazją”. Dzisiejsze spory na temat eutanazji dotyczą wielu różnych przypadków. Polskie media, opisując sprawę Lamberta, używają zamiennie pojęć takich jak: eutanazja i wspomagane samobójstwo czy śpiączka i stan wegetatywny – tymczasem słowa te oznaczają różne rzeczy. Zanim zaczniemy w Polsce poważnie rozmawiać o skracaniu życia, warto wiedzieć, o czym w ogóle mówimy. Niżej przygotowaliśmy mały słownik pojęć kluczowych dla tej debaty. * Eutanazja niedobrowolna – to określenie jest bardzo mylące. Nie chodzi tutaj o przerywanie życia pacjenta wbrew jego woli! Takie zdarzenie byłoby oczywiście morderstwem. Tym mianem określa się natomiast właśnie takie przypadki, jak ten Vincenta Lamberta – kiedy pacjent nieodwracalnie utracił zdolność do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Żona Lamberta domaga się zaprzestania podtrzymywania go przy życiu, ponieważ twierdzi, że jej mąż – zanim uległ wypadkowi i kiedy mógł jeszcze wyrażać swoją wolę – nie życzył sobie podtrzymywania przy życiu w stanie wegetatywnym. Podobne przypadki – historie Eluany Englaro czy Terri Schiavo – miały już miejsce w wielu krajach. Medialny i prawny szum wokół tego typu spraw napędzają także konflikty wewnątrz rodzin osób znajdujących się w stanie wegetatywnym. Jednym z możliwych rozwiązań tych sporów mogłoby być upowszechnienie tzw. testamentów życia (ang. living will), czy też oświadczeń pro futuro – w których pacjenci na wypadek utraty przytomności wyrażają swoją wolę dotyczącą przyszłego leczenia. Ustawę wprowadzającą scentralizowany system testamentów życia zaproponował bez powodzenia Ruch Palikota. W Polsce bezskutecznie o prawo do eutanazji dla swojego syna występowała Barbara Jackiewicz. Kobieta wielokrotnie zwracała uwagę na hipokryzję w podejściu do pacjentów w stanie wegetatywnym, jak stwierdziła w jednym z wywiadów: „W Polsce jest eutanazja ukryta, która polega na tym, że nierokującego chorego pozostawia się samemu sobie. Niech zgnije od odleżyn. […] A ja nie chcę, żeby on umierał w taki sposób”. * Eutanazja dobrowolna – z eutanazją dobrowolną mamy do czynienia wtedy, kiedy kompetentny i przytomny pacjent jest w stanie wyrazić aktualną wolę i domaga się zakończenia swojego życia. Z żądaniem eutanazji mogą występować np. osoby świadome, ale prawie całkowicie sparaliżowane. Debata wokół zgody na eutanazję dobrowolną dotyka kwestii granic autonomii pacjenta. Czy pacjent na pewno wie, czego chce? A może w przyszłości zmieniłby zdanie? Polską debatę na ten temat uformował przypadek Janusza Świtaja. Sparaliżowany w wyniku wypadku motocyklowego Świtaj jako pierwszy w Polsce domagał się eutanazji. W ten sposób o jego istnieniu dowiedziała się Anna Dymna, a jej Fundacja Mimo Wszystko udzieliła mu pomocy. Obecnie, mimo paraliżu, Świtaj prowadzi aktywne życie i deklaruje, że jest szczęśliwy. Co ciekawe, nadal pozostaje zwolennikiem prawa do eutanazji. Czy aby domagać się uśmiercającego zastrzyku, trzeba być śmiertelnie chorym lub nieodwracalnie cierpiącym? A może wystarczy sama wola pacjenta? W Belgii dokonuje się eutanazji także na młodych ludziach cierpiących na depresję. Zgodę na eutanazję otrzymał w tym kraju także skazany na dożywocie i zdrowy fizycznie więzień. * Eutanazja czynna – to spowodowanie śmierci pacjenta poprzez działanie (a nie zaniechanie działania) – np. kiedy lekarz na życzenie osoby chorej wykonuje jej zastrzyk zawierający śmiertelną dawkę leku. Debaty nad różnicą między eutanazją czynną a bierną zdominowały pierwsze lata współczesnej dyskusji nad przyśpieszaniem śmierci pacjentów. Czy między działaniem a zaniechaniem istnieje jakaś moralnie istotna różnica? Wyobraźmy sobie człowieka, który trzymając w rękach koło ratunkowe, obserwuje tonącego – czy fakt, że mógł z łatwością zapobiec cudzej śmierci, nie powoduje, że jest za nią współodpowiedzialny? Czy jeśli mój pacjent umrze, ponieważ celowo nie podam mu niezbędnego do przedłużenia życia leku, to ponoszę mniejszą odpowiedzialność za jego śmierć, niż gdybym podała mu truciznę? Wielu bioetyków zgodnie twierdzi, że tak rozumiane rozróżnienie na eutanazję czynną i bierną jest zupełnie jałowe. „Z psychologicznego punktu widzenia trudniej jest przerwać terapię, niż się od niej powstrzymać, lecz świadomość, że pomiędzy nierozpoczynaniem terapii a jej przerywaniem nie ma żadnej moralnej różnicy, może pomóc zmniejszyć owo psychologiczne brzemię spoczywające na lekarzu” [1]. * Eutanazja bierna – jest określeniem, które straciło na popularności. Zamiast o eutanazji biernej coraz częściej mówi się o „wycofaniu leczenia podtrzymującego życie”. Każdy pacjent ma prawo nie zgodzić się na wykonanie na nim jakiegokolwiek zabiegu (wyjątkiem są groźne choroby zakaźne, ponieważ w ich przypadku decyzja jednego pacjenta dotyka także zdrowia innych pacjentów) – i prawo to obowiązuje także w Polsce. Osoba chora na raka nie ma obowiązku poddać się zalecanej chemioterapii. Świadek Jehowy może odmówić ratującej życie transfuzji krwi. Prawo to jednak często bywa łamane, kiedy lekarze uznają, że pacjent nie jest w stanie podjąć kompetentnej decyzji, ponieważ, ich zdaniem, znajduje się np. w stanie szoku czy depresji. Część bioetyków uważa, że konsekwentne uszanowanie prawa do wycofania leczenia podtrzymującego życie spowoduje, że prawo do eutanazji nie będzie już potrzebne. Za podtrzymywanie życia można bowiem uznać także sztuczne odżywianie i nawadnianie. Jeśli pacjent odmówi przyjmowania pokarmów i płynów, a jednocześnie będzie przyjmował odpowiednie leki, w tym silne leki przeciwbólowe – sam doprowadzi się do bezbolesnej śmierci. Co więcej, taki sposób umierania daje pacjentowi kilka dni na ewentualną zmianę decyzji. „Pacjenci nie mogą od kogoś wymagać, by ich zabił; mogą natomiast wymagać, by zostawiono ich w spokoju, nawet jeśli oznacza to, że lekarz ma przerwać terapię” [2]. * Wspomagane samobójstwo – jest legalne w wielu krajach, w których nie jest zalegalizowana eutanazja czynna – np. w niektórych stanach USA. Oznacza to, że choć lekarz nie może zgodnie z prawem sam wstrzyknąć pacjentowi śmiercionośnej substancji, może mu ją przepisać, dzięki czemu pacjent dokonuje samobójstwa w bezbolesny sposób. Firmy zajmujące się pomocą w samobójstwie – o sugestywnych nazwach Dignitas i Exit – prężnie działają także w Szwajcarii. * Stan wegetatywny – bywa w mediach mylony ze śpiączką, całkowitym paraliżem, a nawet śmiercią mózgową. Z powodu tego zamieszania pojęciowego nagrania przedstawiające osoby znajdujące się w stanie wegetatywnym wzbudzają tak silne emocje. Osoba, która znajduje się w stanie wegetatywnym, ma uszkodzony mózg w takim stopniu, że nie może być świadoma swojej sytuacji ani komunikować się ze światem – nie jest ona jednak, w potocznym sensie tego słowa, „nieprzytomna”. Może mieć otwarte oczy, a nawet wykonywać pewne ruchy twarzy. Mimo uszkodzonego mózgu, osoba w stanie wegetatywnym nie jest oczywiście martwa (o zmianie definicji śmierci pisaliśmy już w „Kulturze Liberalnej”). Sytuacja takiej osoby jest także radykalnie inna od sytuacji osoby sparaliżowanej, która może pozostać w pełni sprawna umysłowo, mimo braku możliwości skomunikowania się ze światem. * Prawo do godnej śmierci – zwolennicy eutanazji i wspomaganego samobójstwa powołują się na moralne prawo jednostki do decydowania o tym, kiedy, gdzie i jak będzie umierać. Podobnie jak Brittany Maynard – chora na raka Amerykanka, która stała się sławna dzięki występom w kampanii na rzecz wspomaganego samobójstwa – nie chcą umierać w bólu i nie chcą umierać wtedy, kiedy „nie będą już sobą”, nie będą w stanie rozpoznać bliskich. * Konserwatyści krytykują liberalną tęsknotę za absolutną samokontrolą i uważają, że jest ona jedynie złudzeniem. To właśnie akceptacja ludzkiej biologii, otwartość na życie aż do momentu naturalnej śmierci, jest według nich wyrazem prawdziwej samokontroli – „Wybierając samobójstwo, jednostka stara się uciec od tego doświadczenia, które nadaje sens ludzkiemu istnieniu. […] Pacjent woli się zabić, niż być zabitym przez chorobę. […] Nie mogę się zgodzić na to, że umieram, bo jestem zmuszona umierać. Mamy tu do czynienia z iluzją kontroli, władzy nad swoim losem, która karmi ego” [3]. W Polsce zwolennikiem prawa do wspomaganego samobójstwa był reżyser Krzysztof Krauze. Jak mówił w jednym z wywiadów: „Śmierć to czasami jedyne lekarstwo na życie. Chcę mieć do niego prawo. Chcę mieć na nie receptę, niech leży przy łóżku”. Przypisy: [1] B. Gert, Ch. M. Culver, K. D. Clouser, „Bioetyka”, Wyd. Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009, s. 422. [2] Tamże, s. 460. [3] J. Mroczkowska, „Amerykańska wojna kultur”, Warszawa, Biblioteka „WIĘZI”, Warszawa 1999, s. 159. Skoro tu jesteś... ...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności. Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców! tutaj możesz dołączyć do grona naszych comiesięcznych Darczyńców tutaj możesz wesprzeć nas na Emilia Kaczmarek doktorantka w Instytucie Filozofii UW, gdzie zajmuje się bioetyką. Nauczycielka etyki. Stała współpracowniczka „Kultury Liberalnej”.
znam to z eutanazji